które nie wiadomo kiedy przyłączyły się do konduktu, mknęły na wyścigi z żałobnikami, poszczekując wesoło. Widząc zziajane, pełne determinacji twarze goniących, Alicja zaczęła śmiać się coraz głośniej. Ksiądz, nie zwalniając tempa, zmierzył ją gniewnym wzrokiem, po czym obejrzał się, ciekaw, co ją tak rozbawiło. Kiedy zobaczył swoich nie najmłodszych parafian pędzących niczym wytrawni sprinterzy, jego też uderzyła śmieszność sytuacji. Przystanął i również parsknął śmiechem. Wówczas i inni żałobnicy zaczęli spoglądać za siebie; im także udzieliła się wesołość Alicji oraz księdza: zaczęli rechotać jeden przez drugiego, jeszcze głośniej niż przedtem w ogrodzie. Przestali biec. Stali, śmiejąc się i sapiąc, a niektórzy - żeby