Ludzie poniechali żniwa, przybiegli ze wszystkich stron, <br>ale cóż mogli poradzić? Kościół pełen żandarmów obstawiły trzy sotnie kozaków <br>i dwie roty piechoty. Księża zaaresztowani stali na uboczu pod strażą. Nadjechał <br>gubernator siedlecki, rozwarto wrota kościoła; żandarmi weszli z butami na ołtarz, <br>oderwali klamry przez kanonika Boćkowskiego umieszczone. Ciężka rzeźbiona rama <br>pękła od szarpnięcia, zleciała na dół z łoskotem. Ludziom patrzącym z dala przez <br>wrota wydało się, że to świat się wali, ich świat wiary, miłości, nadziei. Czekali <br>cudu. Cud nie nadchodził. Wzywali gromu, co by poraził świętokradców. Niebo <br>pozostawało pogodne. Wołali ziemi, by się otwarła i pochłonęła ich razem z kościołem