Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
Moje oczytanie przekraczało znacznie zakres wymagań szkolnych, mogłem więc zabłysnąć znajomością literatury na egzaminie piśmiennym z rosyjskiego.

Już po trzech godzinach, koło południa, równocześnie z Plujem złożyłem gęsto zapisany zeszyt i wyszedłem ze szkoły. Był gorący czerwcowy dzień, na ulicy Puszkińskiej pachniały akacje.

Przekonanie o dobrym wyniku egzaminu dodało mi pewności siebie. Postanowiłem odwiedzić Kazię, ale jednocześnie krępowało mnie zjawienie się u niej ni stąd, ni zowąd.

Skręciłem w bramę przechodniego domu i po chwili znalazłem się na Tierieszczenkowskiej. Ruszyłem wzdłuż ulicy i zatrzymałem się przed znajomą kamienicą. Na balkonie pierwszego piętra podpartym przez dwie kariatydy stała Kazia i machała do mnie
Moje oczytanie przekraczało znacznie zakres wymagań szkolnych, mogłem więc zabłysnąć znajomością literatury na egzaminie piśmiennym z rosyjskiego.<br><br>Już po trzech godzinach, koło południa, równocześnie z Plujem złożyłem gęsto zapisany zeszyt i wyszedłem ze szkoły. Był gorący czerwcowy dzień, na ulicy Puszkińskiej pachniały akacje.<br><br>Przekonanie o dobrym wyniku egzaminu dodało mi pewności siebie. Postanowiłem odwiedzić Kazię, ale jednocześnie krępowało mnie zjawienie się u niej ni stąd, ni zowąd.<br><br>Skręciłem w bramę przechodniego domu i po chwili znalazłem się na Tierieszczenkowskiej. Ruszyłem wzdłuż ulicy i zatrzymałem się przed znajomą kamienicą. Na balkonie pierwszego piętra podpartym przez dwie kariatydy stała Kazia i machała do mnie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego