ma w dupie Drzeźniaka. Poszedł sobie z reklamówką w kieszeni. A Zygmunt, zamiast patrzeć bezczynnie przez okno, powinien coś zrobić.<br>Zygmunt zmuszony.<br>Tak to już jest... Zygmunt, śmiejąc się z lumpa, usypał niechcący taki kopczyk - malutki sens w grze skojarzeń. Przypomniał sobie pierwszą lekcję wstydu. I przestało być śmiesznie. Miał pięć lat. W przedszkolnej umywalni, w zatęchłych kazamatach dzieciństwa, z niezwalczonym nigdy, gęstym zapachem mleka, pani o stalowych łydkach polewała go szlauchem i darła się, by mocniej wystawiał tyłek. Silny strumień wody wdzierał się w miejsca intymne, a pani, w lewej ręce trzymając szlauch, w prawej papierosa, przyglądała się mu ze