Głowę twą niby puchar, ujmuję w swe dłonie<br>I wargami w ślad dreszczu prowadzę po ciele.<br><br>I raduję się, śledząc tę wargę, jak zmierza<br>Do mej piersi kosmatej, widnej w niedomroczu,<br>W której marzę pierś w lesie ryczącego zwierza<br>I staram się, gdy pieścisz, nie tracić go z oczu.</><br><br><div type="poem" sex="m">* * *<br><br>Ty pierwej mgły dosięgasz, ja za tobą w ślady<br>Zdążam, by się w tym samym zaprzepaścić lesie,<br>I tropiąc twoją bladość, sam się staję blady,<br>I zdybawszy twój bezkres, sam ginę w bezkresie.<br><br>A potem wzieram w oczy, by zgadnąć, czy dość ci<br>Omdlenia, co się nogom udziela, jak szczęście,<br>I twe