Z pulsującą dziurą w czole dźwigał suche ciało i kości<br>Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.<br> Zasuszone ciało starca, który już umarł lub właśnie umierał, bądź<br>miał umrzeć, nim przechyli się następna godzina.<br> Z żałobą na twarzach towarzysze moi szli jednak dość szparkim<br>krokiem, jakby im było spieszno.<br> W wielkie chwile wkrada się zawsze pierwiastek błazeński, historia częściej <br>dźwięczy szyderstwem niż patosem.<br> Oto odjeżdżał Cień, ręce złamawszy na pancerz a oni się<br>spieszyli!<br> U samego wezgłowia stąpał watażka, w białym kitlu przepasanym<br>rzemieniem, udając, że im pomaga.<br> Potrząsał swoim kruczym czubem.<br> Wokół stał tłum gapiów, poniektórzy z rozdziawioną gębą.<br> Kondukt szedł środkiem, prosto do drzwi