po mchu, łamiący krzewy i paprocie kłąb futra, pierza, krwi, śliny, jazgotu i skrzeku.<br>Doron z podziwem patrzył na sokolnika. Choć młody, musiał być mistrzem w swoim kunszcie. Niewielu potrafi tak wytresować ptaki, by mu towarzyszyły w wędrówce, a wezwane krzykiem, broniły swego pana.<br>Nie trwało to długo. Zaskowyczał pierwszy pies, z rozszarpanym pyskiem, wydziobanymi oczami; skóra z jego głowy odeszła płatem, odsłaniając różową czaszkę. Wściekły, zacięty, od szczeniaka tresowany do walki, jeszcze teraz rzucił łbem, kłapnął szczękami, chcąc schwytać ptaka. Sokół odskoczył. Skrwawiony posoką psa i własną, z przetrąconym skrzydłem polatywał ku swemu panu, prosząc skrzekliwie o pomoc. Drugi sokół