zszedł niżej z pułapu trzystu na osiemdziesiąt zaledwie stóp. Radarowy ostrzegacz zgasł wreszcie, równie nagle, jak zaświecił. Przez moment leciał na oślep, prosto przed siebie, dręczony przez stare i nowe obawy, modląc się przy tym, aby jakiś przypadkowo odpalony pocisk nie zmiótł go z nieba, a jednocześnie bojąc się jakiegoś pilotażowego kiksu, który zamiast pomóc, mógłby doprowadzić do katastrofy. Minutę później O'Grady wyszedł nieco w górę, zmniejszył ciąg obu silników i ostrożnie spojrzał za siebie. Kroplowa osłona kabiny RF-lOlC umożliwiała swobodną kontrolę przestrzeni za ogonem. Ale nie dostrzegł tam nic groźnego. Uznał, że to już najwyższa pora zbierać się do