profesorem?<br><br><br>Siostra, doskonale nijaka, podobnie jak tamten starszawy lekarz, o trudnej do zapamiętania twarzy, wprowadza mnie do czteroosobowej sali.<br>- Dzień dobry - mówię.<br>W odpowiedzi trzy głowy podniosły się z poduszek i sześcioro oczu wlepiło się we mnie w pełnym napięcia oczekiwaniu. Poczułem się nieswojo. Trzech niemłodych już mężczyzn w rozchełstanych piżamach, o dzikich oczach i długo nie golonym zaroście, przez co byli do siebie bardzo podobni, obserwowało mnie bacznie, nie racząc nawet odpowiedzieć na moje powitanie. Rzecz nie do pomyślenia w zwyczajnym szpitalu, gdzie nowego chorego przyjmuje się jak towarzysza niedoli i od razu zasypuje pytaniami: a co, a jak, a