głową. Sokolnik leżał na ziemi nieruchomo, z zakrwawioną twarzą, zamkniętymi oczami, rozrzuconymi rękami. Żył. To wszystko zobaczył Doron w krótkiej chwili, jaką mu dali gwardziści, nim znów ruszyli do ataku. Odskoczył. Topory nie musnęły go nawet. <orig>Karogga</> też rozpoczęła swój taniec. Szerszenie stracili pewność siebie - oto dwa trupy ich braci pośród paproci, oto człowiek dziwny, szybszy od nich, przepięknie składający się do ciosów, oto jego <orig>karogga</>, niezwykła jakaś, tajemnicza... To zdziwienie, do którego zdolni byli nawet dzicy słudzy Gniazda, nie mogło jednak przeważyć ich wrodzonego instynktu i wyuczonych odruchów. Mieli się bić, mordować i zwyciężać - albo umierać. Lecz przecież wciąż nie