Podświadomie pragnął kolegów widzieć w lepszym świetle, głodny życzliwości i dobroci.<br>Od ścian ambasady echo niosło podwojony zgrzyt jego kroków po płytach chodnika.<br>Pora urzędowania minęła. Między palmami w zielono pomalowanych cebrach stał woźny i pilnował indyjskich sprzątaczy, żeby odpięli chodnik i wytrzepali, a nie, jak to zwykli robić, pogłaskali po wierzchu szczotką.<br>- To pan jest, towarzyszu radco? - rzucił się z tak szczerą radością, że Istvan nie mógł odepchnąć wyciągniętej ręki. - A mówiłem: dam sobie głowę uciąć, że wróci.<br>- Aleście naskarżyli o butelkach.<br>- Jak mogłem milczeć, kiedy oni na pana naskakiwali? Powiedziałem, bo mi nikt marnej butelczyny nie podarował. Mówiłem, jaki pan