płuca Jerzy nie mógł wiedzieć, jaką tremę ma ten trzydziestoletni mężczyzna, autor wydanego własnym nakładem tomiku wierszy. Wypełnił zlecenie zorganizowania spotkania ludzi literatury z powracającym z Katynia Goedem, teraz czekała go nagroda. Zapukał. Potem zadzwonił. Był to widocznie umówiony dla zaproszonych sposób sygnalizowania przybycia. Drzwi otworzył wysoki młody mężczyzna o pociągłej, jasnej twarzy albinosa, przez chwilę wpatrywał się, jakby zmieszany, w stojącego na przodzie Żaboklickiego, jak człowiek, który widział kogoś raz <page nr=73> tylko i gwałtownie usiłuje sobie teraz przypomnieć gdzie i kiedy. Ale podjąwszy wyciągniętą dłoń gościa, rozjaśnił się nagle:<br>- Aha. - Teraz spojrzał pytająco na Jerzego.<br>- Kolega z konspiracji, też pisze... - wyjaśnił