i pogrążyłem się w jego uścisku, i przejęty zachwytem z tamtego snu, tłumaczyłem na jego język swoje własne słowa, te same, które jako Uta szeptałam Włodkowi:<br>- Dust moro, Hamid, dust moro mochczan...<br>i po liściach przybrzeżnych krzewów przebiegł krótki powiew wiatru, i dotknął wody, która zafalowała jak płomień, a ja poddawałem się przeczuciu tego drżenia, które dopiero rosło we mnie i rosło w nim, by nagle ogarnąć nas aż po włosy, ale musieliśmy na to jeszcze poczekać, i wszystko wokół nas zastygło, i w panicznej ciszy trwał tylko ten nasz wspólny ruch, który zbliżał nas do siebie i oddalał, choć tak długo