żadnych regularnych posiłków, uważała to za zawracanie głowy. Kiedy przyszła jej ochota, biegła do kuchni i pałaszowała garnki kwaśnego mleka, zagryzając solonymi ogórkami czy <orig>kwaszeniną</> z octem, przepadała za wszystkim, co ostr i słone. Ta jej niechęć do obrządku talerzy i półmisków - kiedy milej jest zaszyć się w kącie i podjadać tak , żeby nikt nie widział - pochodziła z jej przekonania, że traci się niepotrzebnie czas na ceremonie, a również ze skąpstwa. Co do gości, to irytowali ją dlatego, że trzeba ich bawić, kiedy nie ma się tego usposobienia i dlatego, że trzeba im dać jeść. Nie nosiła kaftaników, wełnianych lalek ani