wiatr, tkwiły jak gdyby <br>w miejscu, podobne do pojedynczych, spiczastych piramid. Ich <br>wyrastające z nagła czubki, rozpadały się w pęki <br>żółtych bryzgów. Z głębiny wynurzały <br>się szybkie prądy, brunatne i zmącone, przepełnione <br>szczątkami roślin, na powierzchni kołowały potężne <br>wiry przeplatające się i zderzające ze sobą.<br><br>Awaru oparł ręce na metalowej podporze wielkiego zwierciadła. <br>Drgnęło z miejsca i pochyliło się na własnej <br>osi. Skierował owalną tarczę ku zachodniej stronie nieba, <br>a kiedy złowił w nią odbicie słońca, rzucił <br>na fale snop promieni. Na zmętniałym morzu legł krąg <br>białego światła. Awaru jął go podnosić i przesuwać, <br>poruszając zwierciadłem tak długo, aż upewnił <br>się