Typ tekstu: Książka
Autor: Breza Tadeusz
Tytuł: Urząd
Rok wydania: 1984
Rok powstania: 1960
się w pokoju.
Po mszy i śniadaniu odprowadzałem księdza. do miasteczka. Tu rozstawaliśmy się. On szedł w stronę dworca, a ja skręcałem w lewo i ogromnym łukiem obchodząc szpital i leprozorium na szczyt Monte Aguzzo, gdzie spędzałem czas do obiadu. Brałem z sobą pisma i ręcznik, który ciasno zwijałem i podtykałem pod głowę. Co jakiś czas spędzało mnie z obranego miejsca słońce. Coraz więc trzeba było szukać nowej osłony przed nim. Powietrze - wspaniałe. Czyste, orzeźwiające. Zwłaszcza we wcześniejszych godzinach. Później - trochę odurzało. Eukaliptusy, pinie, cyprysy wraz z mnóstwem ziół, wśród których poznawałem tylko jedno znajome mi, macierzankę, rozparzały się i wydawały
się w pokoju.<br>Po mszy i śniadaniu odprowadzałem księdza. do miasteczka. Tu rozstawaliśmy się. On szedł w stronę dworca, a ja skręcałem w lewo i ogromnym łukiem obchodząc szpital i leprozorium na szczyt Monte Aguzzo, gdzie spędzałem czas do obiadu. Brałem z sobą pisma i ręcznik, który ciasno zwijałem i podtykałem pod głowę. Co jakiś czas spędzało mnie z obranego miejsca słońce. Coraz więc trzeba było szukać nowej osłony przed nim. Powietrze - wspaniałe. Czyste, orzeźwiające. Zwłaszcza we wcześniejszych godzinach. Później - trochę odurzało. Eukaliptusy, pinie, cyprysy wraz z mnóstwem ziół, wśród których poznawałem tylko jedno znajome mi, macierzankę, rozparzały się i wydawały
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego