pies, świadom swoich win natury moralnej, nie wytrzymał jego wzroku, odwrócił się wstydliwie bokiem, aby z zażenowaniem przetrzeć suchy piasek olbrzymim wiechciem niejednokrotnie kontuzjowanego ogona.<br>- Już ty poczekasz, zanim drugi raz ciebie spuszczę z łańcucha <br>- rzekł Polek grubym głosem. Panfil opuścił głowę jeszcze niżej, zerkał na chłopca ukradkiem i bardzo pokornie. Koniec jego ogona wykonywał ledwo dostrzegalne ruchy, znamionujące absolutną skromność i całkowite oddanie.<br>- Tylko swoje sprawy masz w głowie. Miły jesteś do chwili, kiedy urwiesz się z drutu. Mnie już, brachu, nie nabierzesz - pouczał Krywko, wsuwając dwie niezwykle wytarte i poobdzierane książki za koszulę na piersiach. Panfil, jakby w odruchu