niech przepadnie, to wszystko jedno." Ręce mu drżały, czuł bezwład w palcach, bał się, że lada chwila wszystko runie na ziemię. Doszedłszy do rewiru, zatrzymał się, łokieć oparł na brzuchu i mętnie rozejrzał się wokoło. "Dla kogo ta jaśniejsza, a dla kogo z kożuszkiem? Przyjmą czy nie?" Z wypiekami na policzkach i mgłą w oczach nachylił się nad pierwszym z kraja gościem.<br>- Dla pana kawa z kożuszkiem?<br>- Kawa? Ja przecież lemoniadę zamówiłem.<br>- Lemoniadę? - przerażony spojrzał na tacki: "nie, nie ma ani jednej lemoniady". - Przepraszam bardzo, zaraz przyniosę. Gdzieś w głębi rewiru goście pukali, raz tu, raz tam, jedni pierścionkami w marmur