ponure wieści, tak różne od tych, które budziły euforię na jesieni roku 1989. Powiedziałem Szymborskiej, że to, co mnie najbardziej przygnębia, to fakt, że po raz nie wiadomo który w historii to, co udało się gdzieś wypracować, zostaje gdzieś indziej strwonione (najprostszy przykład: wartość bezkrwawej rewolucji w Europie Środkowej przekreślona poniekąd przez rozwój wydarzeń w Jugosławii). Dzieje się zatem tak, jakbyśmy nie umieli w skali globu niczego się nauczyć (ani od sąsiadów, ani z własnej historii), jakbyśmy stale powtarzali te same błędy. Na to dość banalne uogólnienie, na które byłoby zapewne stać byle kogo, nawet politologa, Szymborska odpowiedziała w sposób godny