buzi niewinnego aniołka. Przypomniało się jej nagle, że tego samego lata, kiedy robione było to zdjęcie, w związku z wypadnięciem z gniazda dwóch małych bocianiątek Alek przeżył pierwszy swój wielki dramat. Przez wiele godzin nie mogła uspokoić jego szlochu, w nocy zrywał się z wielkim krzykiem i przez sen żałośnie popłakiwał, a potem jeszcze długo, długo, zimą jeszcze, wracał niejednokrotnie w rozmowach do biednych, jak mówił, "boniaciątek". Tyle lat od tamtych czasów minęło, a przecież ledwie zacisnęła powieki, aby powstrzymać napływające jej do oczu piekące łzy, poczuła przez moment w swoich pustych ramionach ciepło dziecięcego ciałka i ten sam dreszcz wzruszenia