było nachylać, przykładać ucho do jego ledwie mamroczących ust, a jednocześnie starać się nie słyszeć reszty dźwięków dochodzących z sali, pożegnań, rzężeń, pisku metalowych kółek. Czułem się tak, jakbym w drewnianym słupie wysłuchiwał chrobotu kornika. <br>Ten, kto najlepiej w danym dniu rozumiał ojca, tłumaczył reszcie zawiłości jego dalekich asocjacji, metafor, porównań. Ojca jednak to pośrednictwo denerwowało, wiercił się niespokojnie, niecierpliwił, odsuwał samozwańczego tłumacza na bok, zirytowany zbyt dowolną, jego zdaniem, interpretacją, machał ręką, jakby odganiał od siebie roje napastliwych owadów. <br>Ojciec wtedy już całkowicie stracił zaufanie do księży. Stało się to owego wieczoru, kiedy nad miastem zawisła ciężka, ciemna chmura, grad