pocztowy. Tym razem go nie wypuścili. Mama pojechała do Budapesztu, a mnie kazała pójść na widzenie. Nie poznałam ojca przez kratę. Był nie ogolony, wymęczony, bezwolny, nie ten sam. Nic nie mówiliśmy, mieliśmy łzy w oczach. Nie musiałam nic mówić. Widząc mnie samą, wiedział, że mama jest w Budapeszcie, że porusza niebo i ziemię. Po tygodniu go wypuścili, ale zapadła decyzja, że będzie musiał się ukryć.<br><br>W piątkowy wieczór rozbito nam kijami okno, w którym paliły się świece. Mama i babcia ponaszywały nam żółte gwiazdy na wszystkie ubrania. Wszystkie dziewczyny musiały chodzić do pielenia buraków na polach koło cukrowni. Chodziłam tam