się do hotelowej restauracji, by w pierwszym rzędzie coś zjeść. Oczekując na kelnerów przeglądali ze swymi pilotami mapy i notatki, analizowali poszczególne odcinki drugiej pętli rajdu. Nie była ona technicznie trudniejsza od pierwszej, tyle że rozgrywała się w nocy i w górach, co samo w sobie stanowiło utrudnienie. Czasu na porządny odpoczynek właściwie nie było, organizator przewidział na półmetku jedynie czterogodzinną przerwę, niemniej niektórzy zdecydowali się po posiłku przespać.<br>Piekarski, siedzący ze swym pilotem przy stoliku w rogu, wyglądał jak bomba, która może za chwilę wybuchnąć. Nie dość, że z amortyzatorami były kłopoty, to jeszcze ten Molenda. Gorzej już być nie