ukrytego w kieszeni pagera. - Proszę to przemyśleć - rzuciła, wychodząc. Zmieszany z jej potem zapach perfum przyprawiał Jakuba o mdłości.<br>Czuję smak potu. Jest słony, to znaczy normalny. Gorąco też jest normalne. Jak piekło. Nie jest bezpiecznie. Tutaj wszystko puchnie, pęcznieje, rośnie. Wąsy wydłużają mu się, wydłużają. Chitynowy pancerz rozdyma się, potem powoli rozchyla i pęka. Ale spod niego wyłaniają się nowe skrzydła. Jeszcze ciemniejsze, jeszcze bardziej błyszczące, jeszcze większe. Oślizgłe i skulone. Kap, kap, kap - ociekają obrzydliwą białawą cieczą, która natychmiast wyparowuje. Czajnik gwiżdże. Wzbija się do lotu, ale opada ciężko na ziemię. Nie ma skrzydeł. Stąd nie ma wyjścia.<br>Obiecują