lenistwa, a drugiej strony nieskończenie długich wizyt w sklepach. Zakupy na cały tydzień, żon chodziła ze mną od półki do półki i dorzucała do koszyk następne produkty. Tu promocja tam wyprzedaż, aż zawrotu głowy można było dostać. Ona czuł się jak ryba w wodzie, a ja... lepiej nie wspominać. Jak potępieniec wlokłem się za nią w kierunku kas. Aż strach - myślałem- ile przyjdzie mi zapłacić z dziesiątki jogurtów, par rajstop, bułeczek i herbata "na zapas", nowy sweterek dla syna, płaszcz na zimę dla małżonki, i tę nieszczęsną kurtkę dla mnie, która wbrew temu co twierdzi moja żona, nie był mi wcale