Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
ludzie zawiśli zaczepieni o spiczaste pręty. Trzeci, przeszyty kulami, spadł niedaleko nas zabarwiając krwią śnieżną zaspę.

Uwięzieni w parku ludzie zaczęli miotać się jak zwierzęta w klatce. Ojciec chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą w głąb alei. Gdzieś poza nami rozległy się wołania o pomoc. Biegliśxny przed siebie, potrącani przez innych biegnących szukać schronienia pomiędzy starymi drzewami.


- Zgubiłam złotą bransoletkę! Nie widział pan bransoletki? - wołała płaczliwie pulchna, wypudrowana jejmość zatrzymując ojca. Ale zanim ojciec zdążył odpowiedzieć, zwróciła się już z tym samym pytaniem do kogo innego.

- Ludzie powariowali chyba czy co... - zauważył ze spokojem barczysty blondyn w wysokich butach
ludzie zawiśli zaczepieni o spiczaste pręty. Trzeci, przeszyty kulami, spadł niedaleko nas zabarwiając krwią śnieżną zaspę.<br><br>Uwięzieni w parku ludzie zaczęli miotać się jak zwierzęta w klatce. Ojciec chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą w głąb alei. Gdzieś poza nami rozległy się wołania o pomoc. Biegliśxny przed siebie, potrącani przez innych biegnących szukać schronienia pomiędzy starymi drzewami.<br><br><br>- Zgubiłam złotą bransoletkę! Nie widział pan bransoletki? - wołała płaczliwie pulchna, wypudrowana jejmość zatrzymując ojca. Ale zanim ojciec zdążył odpowiedzieć, zwróciła się już z tym samym pytaniem do kogo innego.<br><br>- Ludzie powariowali chyba czy co... - zauważył ze spokojem barczysty blondyn w wysokich butach
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego