i do ramion.<br>Za czym ksiądz Bończa biret z głowy zgarnąwszy, dłonią prawą na bak odłożył, lewą zaś jął przewracać karty w pękatym ewangeliarzu.<br>Po chwili:<br>- Ewangelia u świętego Łukasza w rozdziale czternastym na niedzielę szesnastą po Świątkach... - oznajmił.<br>Głos miał piękny, rozlegle brzmiący, szlachetny w dźwięku, w natchnionej księżowskiej powadze.<br>-"W on czas, gdy Jezus wszedł do domu jednego przedniejszego faryzeusza w szabat jeść chleb..." Padały te odwieczne sława w ciżbę słuchającą, jak ciężkie ziarna, jak dojrzały pszeniczny omłot. Rozbrzmiało od nich powietrze na kościele, westchnęło echami nieśmiałymi po kątach, w załamach ścian poczerniałych, pod chórem gdzieś, pod sklepieniem ostrołucznym