przyziemny chłodu,<br>Wilga gwiżdże i dwugłośnie i trójgłośnie.<br> Lubię dojrzeć ukradkiem<br> Kłos, co w kwiatach przypadkiem<br> Taki inny wzwyż rośnie.<br><br> Z odrobiną słońca w rdzawej blasze<br>Popod klombem polewaczka leży pusta<br> Zdaje mi się, że dmuchnięciem zgaszę<br>Złotą muchę, co uderza w moje usta.<br> Obłok, prósząc przez drzewa<br> Skry ogniste, powiewa,<br> Jak płonąca w dal chusta.<br><br> Ta murawa, wychmarzona z rosy, <br>Mym się oczom tak narzuca, jak dziwota,<br> Skoro jabłko, zjedzone przez osy,<br>Wskaże mi ją, dzwoniąc w ziemię, jak pięść złota.<br> Wzrok zdziwiony nią pieszczę,<br> Jakbym nie znał jej jeszcze<br> Za dni mego żywota.</><br><br><div type="poem" sex="m">* * *<br><br>O majowym poranku deszcz ciepły i