od dawna. Zawsze chciała malować, ale po prostu nie miała odwagi, nie wierzyła we własne siły, brakowało jej pewności siebie i wiary w to, że jej malarstwo jest coś warte. W trudnym dla siebie okresie życia usiadła przy sztalugach, by odreagować, zapomnieć o stresie, oderwać się od problemów. I zaczęły powstawać obrazy - zamyślone kobiety, smutne pajace, tak jakby autorka na płótno chciała przelać to, co siedzi w jej środku, wyrzucić z siebie, zapomnieć. - "Jolka, ty chyba siebie namalowałaś", mówią mi często znajomi i to chyba jest prawda, bo ja nie jestem osobą radosną z natury. Trudno malować coś wesołego, jak nie