Pod Dębową Górą, dosłownie znikałem, do reszty pochłonięty kobiecym zapachem, kobiecą obecnością, która zagarniała moją obecność. <br>Nikt nie mógł mnie odnaleźć, rozpoznać mojej twarzy, mojego głosu. Wychodziłem dopiero po zmierzchu, przepojony zapachem jej ciała, wszystkimi jej słowami, rozbrojony jej szczerością i bezwarunkowym oddaniem. <br>Nagle cała ta nieistotna dla mieszkańców Mokrego, pożałowania godna dzielnica stała się dla mnie miejscem cudownym, jedynym w swoim rodzaju, obiecaną ziemią, którą od ziemi odmówionej oddziela zaledwie wąski pas asfaltu, jedna ulica. Czułem się tak, jakbym się tu oczyszczał, dializował popsutą krew. Opuszczałem jej dom i krętymi, piaszczystymi uliczkami błądziłem jeszcze po zaułkach Dębowej Góry, błogosławiąc Dębową Górę