zaklęte skały<br>Szczytami w mroku nocnym bielały.<br>Szedł pan Soczewka prosto przed siebie,<br>A nad nim z góry w przepastnym niebie<br>Ziemia rzucała światło przez chmury<br>I oświetlała Księżyc ponury.<br>Sputnik ogromny widniał z daleka,<br>Więc pan Soczewka dłużej nie zwlekał,<br>Wszedł do kabiny swego sputnika,<br>Szczelnie zawory w drzwiach pozamykał,<br>Pociągnął dźwignię, włączył motory<br>I błyskawicznie wzniósł się w przestwory<br><br>Leciał nie krótko ani nie długo,<br>Znacząc swój przelot ognistą smugą.<br>Wokół krążyły meteoryty,<br>A on do ziemskiej dotarł orbity,<br>Schował antenę, wysunął sondy,<br>Wpadł w atmosferę, w powietrzne prądy<br>I kierownicze ujął przyrządy.<br><br>Już widział szczyty gór doskonale,<br>Już