jakiś zimny, stalowoszary i upstrzony brudną pianą, znaczącą wzburzoną powierzchnię. Dosłownie, nigdzie nie było widać choćby kwadratowego metra, tej zwykłej, charakterystycznej dla Bałtyku, butelkowej zieleni. Wokół rozciągała się tylko sina biel i szarość. Silnym wiatrem pędzone szeroko fale przeskakiwały wprost przez siebie, na plecy wpadały sobie jedna na drugą i pożerały się nawzajem. "Za tym przezroczystym oszkleniem kabiny mojego zwinnego MiG-a cieszą się codziennym życiem różni - bogaci i biedni, smutni i weseli, starzy i młodzi - ale jakże nieświadomi śmiertelnego zagrożenia, ludzie. z okien ich domów nie widać tej brudnej wody, tych rozległych plam cuchnącej zapewne ropy z umierającymi w niej