jak jegomość odchodził. Szedł wolno chodnikiem - zgarbiony i ociężały - była jakaś bezradność w jego ruchach. Grzegorz pomyślał, że zaraz, teraz, natychmiast pójdzie na Krasińskiego, odwiedzić ojca i stryja. Elkę widział wczoraj, wpadła na herbatkę, ale starsi panowie byli bardziej ceremonialni, ich trzeba było specjalnie zapraszać - a tego akurat Borejkowie nie praktykowali na co dzień; do nich zawsze wpadał, kto chciał, prosto z ulicy. Gabrysia wymyśliła, że będzie zapraszała starszych panów i Elkę na niedzielne obiady, ale oni mieli swoje, od lat ustalone zwyczaje, a w dodatku nigdy nie mogli uzgodnić wspólnego stanowiska. W efekcie to on, Grzegorz, musiał wpadać z Gabrysią