nich kiedyś przyjechał do mnie do Warszawy, zapragnął odwiedzić "kochanego stryjka". Straszne było rozczarowanie chłopca, gdy jego ulubieniec okazał się gospodarzem oschłym i wyraźnie zniecierpliwionym wizytą. Stryj miał po prostu dwa oblicza: przyjaciela młodzieży na wsi i człowieka, którego ona w mieście nic kompletnie nie obchodziła. Jest też rzeczą całkiem prawdopodobną, że było to jedno i to samo oblicze człowieka, któremu dziatwa jest całkowicie obojętna. Tyle, że w Miedzyniu, organizując dla nas owe biegi na przełaj, wyścigi w workach, mecze palanta i inne atrakcje, sam się po prostu przy tym zabawiał. Lubił też "brać na fundusz" damy, szczególnie te mało atrakcyjne