spłowiałym dywanem i żyrandolem w kształcie koszyczka. Lecz sędzia lubił ten pokój. Czuł się tutaj najlepiej, bo każdy przedmiot nosił piętno jego samotności. Kiedy wieczorem zamykał za sobą drzwi pokoju sypialnego, by w nim pozostać do świtu, odnajdywał siebie. Szczególnie w latach okupacji pokój ten był jego twierdzą, jakby za progiem zło nie mogło już sędziego dosięgnąć. Rozbierał się powoli, porzucając garderobę na krzesełkach, jak w ciągu całego życia, od chwili, gdy się wyzwolił spod kurateli oschłego guwernera, który go do dwunastego roku życia musztrował od rana do wieczora, wdrażając do porządku, akuratności i przykładnych manier. Było to na Podolu, w