Typ tekstu: Książka
Autor: Zubiński Tadeusz
Tytuł: Odlot dzikich gęsi
Rok: 2001
Nie - powiedział Jassmont i zapragnął powietrza z ulicy.
- Stawia nas pan w trudnym położeniu, osobiście, dla pańskiego dobra, nie chciałbym zatrzaskiwać drzwi do porozumienia, trudno... - Rzucił twarde spojrzenie, jakby chlastał pejczem albo ciskał czymś parzącym.
Jassmont przymknął oczy, nic nie odpowiedział.

- Pan musi zrozumieć, ręka wyciągnięta nie może zawisnąć w próżni. Szybko się męczy, do tej pory spotykał się pan z dużą tolerancją z naszej strony.
- To, co pan mówi, odczytuję jako ordynarny szantaż.
Niemiec złożył dłonie. - Cóż, sympatia też ma swoje granice.
Jassmont wstał, poprawił ubranie. - Tak, wszystko już zostało powiedziane, bezcelowe jest przedłużanie naszego spotkania, proponuję, rozejdźmy się, pan
Nie - powiedział Jassmont i zapragnął powietrza z ulicy.<br>- Stawia nas pan w trudnym położeniu, osobiście, dla pańskiego dobra, nie chciałbym zatrzaskiwać drzwi do porozumienia, trudno... - Rzucił twarde spojrzenie, jakby chlastał pejczem albo ciskał czymś parzącym.<br>Jassmont przymknął oczy, nic nie odpowiedział. <br><br>- Pan musi zrozumieć, ręka wyciągnięta nie może zawisnąć w próżni. Szybko się męczy, do tej pory spotykał się pan z dużą tolerancją z naszej strony.<br>- To, co pan mówi, odczytuję jako ordynarny szantaż.<br>Niemiec złożył dłonie. - Cóż, sympatia też ma swoje granice.<br>Jassmont wstał, poprawił ubranie. - Tak, wszystko już zostało powiedziane, bezcelowe jest przedłużanie naszego spotkania, proponuję, rozejdźmy się, pan
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego