Wojska polskie bowiem nie szły na zbawienie nasze ani później, ani wówczas.<br>Dopiero w dobre pół roku po opisanych wypadkach dane nam było dowiedzieć się, że jedynym istotnym powodem tych wieści czarownych, niestety kłamliwych, postrachem Petlurców i galicyjskich siczowców, wilkiem niepokojącym ustawicznie ukraińskie owce, był tylko Jaworski. Wyszedłszy ze Starokonstantynowa, przedarł się do Włodzimierza Wołyńskiego, gdzie osiadł na stałe, stamtąd rozpuszczając zagony na dalsze i bliższe powiaty. Niewiarogodne dzieje tego oddziału od owej chwili aż do dni dzisiejszych zasługują same jedne na wypełnienie bardzo dużej książki. Los ich był jak jedna bajka, haftowana męstwem, usiana poświatą chwały.<br>Nieustraszona odwaga młodego dowódcy