mi uprzejmie głową. <br> Musiałem więc szukać sobie innego pedagoga, skoro Mrs. Froom skazała mnie na dożywocie. Postanowiłem "strzelić z grubej rury" i udałem się do samego dyrektora British Council, pana MacKenzie. Powiedział, że sam nie może mi udzielać lekcji, bo jest bardzo zajęty, ucząc między innymi pana premiera (chociaż zataił przede mną, że uczył także małego Marianowicza, o czym dowiedziałem się wiele lat później od niego samego, kiedy wyrósł już na dużego poetę satyryka). Obiecał też, że przydzieli mi kogoś z podwładnych pedagogów. Wybór dyrektora MacKenzie (rudego Szkota) padł na niejakiego Mr. Hill'a, który okazał się młodym, sympatycznym Anglikiem. Umówiłem się z