jeździł, głównie do Niemiec, do Szwajcarii, do Hiszpanii, no i w Rzymie mnóstwo czasu poświęcał wielkiej instytucji charytatywnej, powołanej do życią przez Watykan. Żona prarnwała w szpitalnictwie, też watykańskim, nastawionym na uciekinierów i różne osoby korzystające z azylu. Córka też, ale dopiero w ostatnim roku wojny, i po uwolnieniu Rzymu, przedtem była za mała. Wtedy to poznała swego dzisiejszego męża, oficera polskiego, który przyszedł do pani Campilli w sprawie kwaterunku. Zaprosiła go do domu, tego pierwszego Polaka z oddziałów, które przyszły z aliantami, nie myśląc, że zaprasza przyszłego zięcia.<br>W szedł służący w paskowanej bluzie. Na wypolerowanej, <page nr=23> nieco wielkiej tacy niósł