bawiła się w uprzejmości. Z początku jeszcze <br>cień wypełzłego kwaśno-słodkiego uśmiechu. <br>Ale gdy nieśmiałym i trochę drżącym jak u winowajcy <br>głosem oświadczałam, że "zeszyt w jedną <br>linię, taki za osiem groszy", uśmiech nikł bez śladu. <br>Panna Faliszewska odstawiała z westchnieniem filiżankę <br>z kawą, którą popijała o każdej porze dnia, <br>przegryzając ją cukrem, z westchnieniem, które mówiło: <br>"Dla ośmiu groszy niepokoją człowieka! Żyć <br>mu po prostu nie dają! Żyły z niego wypruwają!" <br><br><br>Albo też, jeśli w sklepie znajdował się posługacz, <br>wyrośnięty trzynastoletni chłopak o piegowatej twarzy <br>i rudej, sterczącej czuprynie, rozkazywała z niedbałym <br>gestem w moją stronę: <br><br>- Załatw tam! <br><br>Niechby jednak