i dokoła, bo<br>i cóż się mogło zmienić, skorośmy sobie ci sami pozostali, jak zawsze.<br>Musiałem zresztą wierzyć, aby niczego po mnie nie poznał, ażeby się we<br>mnie nigdy nie odbiło jego nieszczęście, którego sam przecież nie<br>dostrzegał, nie czuł, zamknięty w nim aż po granice przeczucia, aby się<br>nie przejrzał we mnie jako w sobie samym, aż i w końcu naprawdę<br>uwierzyłem, przywykłem do tej wiary swojej jak do rannego wstawania. Bo<br>tylko ta wiara moja mogła nas teraz dla siebie zachować, ta wiara stała<br>się jedynym przybytkiem naszej wzajemności, odnajdywałem go w niej, jak<br>go teraz w pamięci odnajduję