się nie zmienił. Nie łudziłem się, że cokolwiek przyniesie. Chciałem mieć jednak za sobą i to. Serce mi waliło. Od czterdziestu godzin audiencja wystawiała je na próbę. Miałem gęsią skórkę stylizując i obkuwając się tekstu, który wystylizowałem. Czułem ją zbliżając się do Pałacu Kancelarii, a także za każdym razem kiedy przekraczałem próg apartamentu kardynała Travii. To ostatnie głównie z powodu monsignora Rigaud. Nie natknąłem się na niego. Ani w bramie, ani tu. W obu salach było przeważnie pusto. Raz tylko ujrzałem w tej pierwszej, ze służącym, dwu panów, ubranych, tak jak ja, na ciemno. Siedzieli sztywno, jeden obok drugiego, na kanapce, nie