Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
go wypatrzyła, a ja nie zauważyłem.
Idziemy tam przez świeżą, soczystą trawę, ugina się jak murawa
boiska.
Rzeczywiście, jest tu i boisko do siatkówki, dwa słupy stoją, ale
jeszcze bez siatki.
Mosiężny kran na długiej żelaznej rurce sterczy ze studzienki pod
murem.
Tłoczy się tam kilku moich towarzyszy, którzy na przemian
piją wodę.
Odbiegli od swoich gości i rodzin usadowionych na ławkach.

I łapczywie piją, spłukując neuroleptyki, bo po tych lekach
okropnie zasycha w ustach, język kołczeje i wnet zamienia się w wiór.
Nawet gadać z bliskimi nie można.
Tę dokuczliwość mam już poza sobą, prawie mnie nie gnębi, widocznie mocno
go wypatrzyła, a ja nie zauważyłem.<br> Idziemy tam przez świeżą, soczystą trawę, ugina się jak murawa<br>boiska.<br> Rzeczywiście, jest tu i boisko do siatkówki, dwa słupy stoją, ale<br>jeszcze bez siatki.<br> Mosiężny kran na długiej żelaznej rurce sterczy ze studzienki pod<br>murem.<br> Tłoczy się tam kilku moich towarzyszy, którzy na przemian<br>piją wodę.<br> Odbiegli od swoich gości i rodzin usadowionych na ławkach.<br> &lt;page nr=260&gt;<br> I łapczywie piją, spłukując neuroleptyki, bo po tych lekach<br>okropnie zasycha w ustach, język kołczeje i wnet zamienia się w wiór.<br> Nawet gadać z bliskimi nie można.<br> Tę dokuczliwość mam już poza sobą, prawie mnie nie gnębi, widocznie mocno
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego