płaskiego zmywając żwir i piasek. <br>Dopiero gdy powóz skręcił w podwórze zamkowe, Hubert uspokoił się trochę. Tam w głębi, pośród starych drzew, w tym domku małym na pewno ktoś mieszkał. Nie darmo pod oknami splątane gęstwy nikocjan wysokich, floksów wielobarwnych, łubinów, rezedy, lewkonii zapachem słodkim i gorzkim, zapachem żywego lata przesycały powietrze. <br>W tej małej ukwieconej oficynie właśnie mieszkała piękna panna. <br>Wyszła natychmiast na spotkanie gości i powitała ich serdecznie, acz z niezmąconym spokojem. <br>Prawie zaraz potem wkroczyła do niewielkiego saloniku znajoma już Hubertowi tęga dama i natychmiast zaczęła mówić, ściskając ręce pani Romeyowej: <br>- Z całego serca wybaczam ci, Lizetko, moje