jak u boćka pod siebie, pochlipywało zasmarkane, ale nikt się koło niego nie zatrzymywał, żeby je pogłaskać po głowie, zabrać do domu, napoić mlekiem prosto od krowy.<br> <page nr=50><br> Gdy ożeniłem się z Jantoską i dzieci nam się sypnęły, sam zacząłem tego szczęścia szukać.<br> Ile ja pól i łąk schodziłem, ile lasów przeszukałem za nim.<br> Ale ono ciągle przede mną uciekało.<br> Już, już mi się zdawało, że je trzymam w garści za skrzydło, za ogon, za łapę, za skórę na grzbiecie, za witkę czerwoną, za gałąź palczastą, za rękę wąziutką jak u spisującego słowo Boże, ale ono nagle potrafiło się przekopyrtnąć, przekabacić, przepoczwarzyć