prostu; ale zrezygnowały z siebie, chcąc przeżyć. A tego już nie musiały. "Pozytywizm" w Polsce nie oznaczał rezygnacji z siebie, ani też wbrew temu, co napisał Nowak, z nurtu niepodległościowego; w Polsce pozytywizm był głównie "romantyzmem cierpliwości", czego pani Oliza Orzeszkowa najlepszym literackim przykładem, a "Placówka" pana Prusa, tak nielubiana przeze mnie, programem; pan Henryk Sienkiewicz równocześnie przyprawiał skrzydła husarskie marzeniom urzędników pocztowych, odczytujących głośno gazetowe odcinki jego powieści, tak jak Promyk uczył wieś Królestwa polskości i zorganizowania, a wyznawca "brata Adama" i "brata Juliusza", ksiądz Wawrzyniak w Poznańskiem, tego samego, inaczej, u siebie.<br><br> Takich Szechenych, których mieli Węgrom potem zabrakło i