się na Chrystusa wydłubanego z kapliczki, któremu dziadek od sąsiada łatał kawałkiem deski dziurawe plecy, i sroki dawnego proboszcza, która na ludzi z przysiółka, wypasających plebańskie łąki, wołała: złodzieje, złodzieje!<br> Również ta druga twarz, zachodząca po trosze na pierwszą, była mi znana.<br> Tak sobie od dawna wyobrażałem twarz człowieka, który przy ludziach całuje poranione stopy, śpiewa kościelne psalmy, obwiązuje psom zmiażdżone łapy, ptakom buduje gniazda, a nie mogąc się porządnie najeść i ubrać, ściąga z żerdki pod sadem pierzyny, z kurnika kury i wyprowadza ze stajni sąsiada dorodnego konia.<br> Natomiast w żaden sposób nie mogłem dociec, skąd się wzięła ta trzecia twarz