podnosiła ją i kładła z powrotem na drzewie. Gdy wracała ze szkoły, znów robiła obchód topoli, pilnując, by jej podopiecznym nie stała się krzywda. A kiedy już miała wrażenie, że odróżnia je wszystkie, trafnie nazywa nadanymi wcześniej imionami, kiedy wręcz zdawało jej się, że na nie reagują, no nie, nie przybiegały, ale zatrzymywały się, jakby nasłuchując, lub odwracały głowę albo poruszały się, albo trwały nieporuszenie, każdy z tych ruchów, równie dobrze jak ich brak, mógł świadczyć o rozpoznawaniu głosu Joanny, którym wabiła je do siebie, kiedy więc ich przyjaźń zdawała się już istnieć realnie, nie tylko w pragnieniach Joanny, liszki znikały