drodze, lecz wymagających największej dyskrecji. Kiedy to sobie uprzytomniłem, opatrzyłem się, że jestem na placu San Andrea della Valle. Odwróciłem się i ujrzałem fronton ulubionego ojcowskiego hotelu w Rzymie, Palace Borromini. Mieszkając tu miał o dwie ulice Pałac Kancelarii z mieszczącymi się w nim obu trybunałami apostolskimi, do których głównie przyjeżdżał. Ale również wszędzie wokoło dziesiątek interesujących go biur, urzędów i archiwów papieskich, nie mówiąc już o pałacach z apartamentami różnych kościelnych dygnitarzy, z którymi pozostawał w stosunkach. Wszedłem do hotelu. Wjechałem na taras, ten taras restauracyjny, tak pełen wspomnień. Usiadłem przy stoliku zacienionym jak i wszystkie inne płóciennym dachem, podszytym