więc, że z piazza della Pilotta nie zdążę na czas. W kuchni zastałem panią Kozicką. Obok niej - z jednej strony cameriera, z drugiej - kucharka, naprzeciw uliczny handlarz ryb, który to zarzucał, to zdejmował z ramienia kosz z towarem, zgodnie z rytmem pertraktacji. Na moje słowa kiwnęła głową na znak, że przyjmuje do wiadomości. Ale odwróciła się dopiero widząc, że się nie ruszam, bo scenka była ciekawa. Spojrzenie jej nie było zachęcające. Zabrałem się więc z kuchni.<br>W przedpokoju - Maliński. Rogowe okulary. Teczka. I na smyczy buldog, który wita mnie warczeniem.<br>- Dokąd? - Do miasta.<br>- Podrzucę pana. <page nr=29> Waham się. Sam nie wiem dlaczego, bo przecież